wtorek, 30 sierpnia 2011

Pożegnanie z wiśniami



Wiem, że to głupie, ale jak giną z oczu po kolei kolejne warzywa i owoce, to ogarnia mnie jakiś smutek. Wiadomo, że za rok znowu się pojawią, ale nieuchronna wizja końca lata działa na mnie przygnębiająco i nic nie mogę na to poradzić.
Wczoraj biegałam z samego rana, o tej porze co zawsze, i po raz pierwszy z ust leciała mi para, a to już znak, że jesień blisko.

Wiśni w sumie już nie ma. Tylko na jednym straganie były w sobotę, drogie, ale szkoda mi było przejść obojętnie.

Clafoutis wiśniowe




Składniki:
1 kg wydrylowanych wiśni

Ciasto:
35 dag mąki
20 dag tłustego twarogu
1 jajko
5 łyżek oleju
6 łyżek mleka
10 dag cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Polewa:
1/2 szklanki gęstej śmietany
3 jajka
15 dag cukru
2 łyżki mąki ziemniaczanej

Przygotowanie:
Ser utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym, jajkiem, olejem i mlekiem. Wsypać mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i zagnieść ciasto. Rozłożyć je na natłuszczonej formie. Na cieście rozłożyć wiśnie.

Składniki polewy zmiksować, następnie przykryć nią owoce.

Wstawić ciasto do piekarnika na 35-40 min. i piec w 200 stopniach.

sobota, 27 sierpnia 2011

Bób w sałatace



Bób już się kończy powoli, choć to i tak już drugi rzut. Całe lato kusiły mnie przepisy z bobem, które widywałam na blogach, w gazetach i programach, ale nic nie poradzę, że mnie najlepiej smakuje gotowany. Bez niczego. Wyłuskuję ziarenka i zjadam, po prostu.

Aż kiedyś spróbowałam bobu na półtwardo, w sałatce, z sezamem, miętą i serem greckim. Bardzo to było dobre. Kruchy, odświeżający bób okazał się czymś innym niż to, co jadałam do tej pory. Dlatego jednak się przełamałam, stąd ta sałatka.

Sałatka z bobu



Składniki:
50 dag bobu (świeżego lub mrożonego)
20 dag pomidorków koktajlowych
3 łyżki gęstej śmietany
2 ząbki czosnku
1-2 łyżeczki musztardy
sok z cytryny
pieprz, sól
3 łyżki posiekanego szczypiorku

Przygotowanie:
Bób gotujemy (7 min.)- jeśli w osolonej wodzie, to sól nie będzie potem potrzebna w przyprawianiu. Odcedzamy, wystudzamy i obieramy ze skórki. Pomidorki kroimy na połówki. Mieszamy z bobem i śmietaną, doprawiamy do smaku musztardą, sokiem z cytryny, solą, pieprzem i drobno pokrojonym czosnkiem. Przed podaniem posypujemy sałatkę posiekanym szczypiorkiem.

PS: Przepraszam za nieostre zdjęcia, tym razem to nie był mój aparat i w słońcu nie było widać efektu zdjęć. A potem, nie było już sałatki...

wtorek, 23 sierpnia 2011

Prawdziwe lody pistacjowe



Kiedy spróbuje się lodów z prawdziwego mleka, z naturalnych składników, naprawdę czuć różnicę. Przede wszystkim w konsystencji, która jest aksamitna i jedwabista. Ponieważ większość lodów robi się z wody i proszku a nie z mleka, kryształki lodu wyraźnie potem czuć w smaku. W lodach typu domowego tego nie ma.



Prawdziwe lody mają intensywny smak i nawet zapach, nie robią się tak szybko wodniste, tylko trzymają zwartą konsystencję do końca degustacji.

Jadłam kiedyś lody zrobione przez Wojciecha Modesta Amaro, lawendowo-kajmakowe zdaje się, i przez chwilę autentycznie byłam w niebie. Za gałkę czegoś takiego jestem w stanie zapłacić naprawdę sporo.


Niedawno odwiedziłam nową lodziarnię na Nowym Świecie, która wkrótce ma być także cukiernią. Jest dokładnie w tej samej bramie, co Grule, o których już tu pisałam. Lodziarnia, założona przez Włocha mieszkającego w Polsce, szczyci się tym, że robi lody z pełnotłustego mleka, wiejskich jaj, i że nie używa substytutów smaku. Oznacza to mniej więcej tyle, że gdy jemy lody pistacjowe, to czujemy w nich kawałki zmielonych pistacji.

Fajnym ukłonem w stronę lokalnego rynku jest propozycja lodów buraczkowych czy ogórkowych. Te pierwsze, słodko-kwaśne, te drugie bardzo ciekawe, z mocno orzeźwiającą nutą. Ponieważ nie mogłam się zdecydować, obsługa, niezwykle miła, dała nam popróbować kilku smaków. Polecam też banana, imbir i orzech laskowy.

Warto dodać, że wafle cukrowe robi się tu na miejscu, co można nawet obserwować siedząc w ogródku i jedząc swoje lody.

Cena gałki: 4 zł

Lodziarnia Limoni, Nowy Świat 52

środa, 17 sierpnia 2011

Zupa z kurkami na sposób włoski




Słaba jestem w zbieraniu grzybów. Raczej boję się sama zbierać, boje się nawet kupować od przypadkowych osób, bo nawet gdyby mnie walnięto w głowę trującym grzybem, pewnie nie zorientowałabym się.
Dlatego kurki traktuję jako opcję dla laików. Są tak charakterystyczne, że trudno się pomylić. Nie ma z nimi dużo zachodu, dają wspaniały smak i zapach, i świetnie zestawiają się z różnymi orientalnymi smakami. Dziś nowa zupa, kurki zestawione z suszonymi pomidorami i koprem włoskim. Może wydaje się to zaskakujące, ale w smaku jest jak dla siebie stworzone.

PS: Niedługo wybieram się na ekologiczny targ w fabryce Norblina. Jak nie zapomnę aparatu, udokumentuję.

Zupa z kurkami na sposób włoski




Składniki:
250 gr kurek, oskrobanych i z odciętymi końcówkami
5 gałązek selera naciowego
2 marchewki
1 pietruszka średniej wielkości
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
1 bulwa kopru włoskiego
pół słoika pomidorów suszonych w zalewie
litr bulionu grzybowego
kubeczek kremówki 30%
natka pietruszki
sól, pieprz

Przygotowanie:
Warzywa kroimy w plasterki, koper siekamy jak kapustę, cebulę w piórka, czosnek w plasterki. Podsmażamy kilka minut na oliwie - ja użyłam tej z pomidorów.
Dodajemy oczyszczone kurki i jeszcze smażymy kilka minut. Zalewamy bulionem, dodajemy suszone pomidory, gdy bulion zawrze i gotujemy 20-30 minut, aż warzywa i grzyby będą miękkie.
Odlewamy trochę zupy do garnuszka i mieszamy ze śmietaną - zabielamy zupę. Doprawiamy do smaku, posypujemy pietruszką i podajemy.

Fajny, grzybowo-cytrynowy smak zupy, polecam.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Falafel z sosem tahini



Zwykle pod koniec nocnej imprezy dopada mnie głód, który zaspokoić może tylko kebab barani lub falafel z sosem czosnkowym. Niestety, 3 kulki z ciecierzycy to zawsze za mało, żeby się nasycić. Już od dawna chodziła za mną potrzeba zrobienia falafela, ale w pamięci miałam jak kiedyś przy miksowaniu zbyt twardej cieciorki, zepsuł się malakser.
Tym razem pamiętałam, żeby ją wcześniej moczyć przez 12 godzin...

Robienie falafela jest bardzo czasochłonne. Wszystko zajęło mi jakieś 3 godziny, i pod koniec przeklinałam już moment, w którym w ogóle o tym pomyślałam. Ale gdy falafel jest już gotowy, i chrupiące kulki czekają na talerzu, to faktycznie jest satysfakcja. To był mój pierwszy raz, i kule wyszły trochę za suche, więc w przepisie podaję już w wersji, która powinna być bardziej wilgotna.

Zwykle falafel jada się z sosem czosnkowym, ja zrobiłam rewelacyjny sos z pastą sezamową tahini, teraz będę go stosowała częściej, do ryby czy kurczaka satay.

PS: W Warszawie na Francuskiej jest świetny kebab, do którego dodają hummus. Polecam!

Falafel z sosem tahini




Składniki:
400 gr ciecierzycy
3 ząbki czosnku, rozgniecione
1 duża cebula
skórka starta z 1 cytryny + 1 łyżeczka soku z cytryny
garstka świeżej mięty, kolendry i tymianku
1 łyżeczka kuminu
1 łyżeczka kolendry mielonej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
olej arachidowy - kilka łyżek
sól, pieprz

Sos:
1-2 łyżki tahini
opakowanie jogurtu greckiego
1-2 łyżki soku z cytryny
1 łyżeczka miodu
1 łyżka ciepłej wody

Przygotowanie:
Ciecierzycę moczymy w zimnej wodzie przez 12 godzin, potem płuczemy. Miksujemy ją po 3 łyżki stołowe w blenderze - najlepiej zamykanym, bo strasznie pryska. Zmielona cieciorka powinna mieć konsystencję kruszonki. Osobno miksowałam zioła, przyprawy z olejem. Potem łączymy wszystko razem, mieszamy porządnie i formujemy kule wielkości piłeczki golfowej. Z tej ilości wyszło ich ok. 20.
Przykrywamy je folią i chłodzimy ok. godzinę.

W międzyczasie robimy sos - mieszamy wszystkie składniki.

W głębokiej patelni rozgrzewamy pół butelki oliwy i smażymy falafele na średnim ogniu, przewracając stopniowo, by były równo brązowe. Osączamy na papierze.

Możemy jeść falafele z pitą, w tortilli, ale możemy też zjeść je palcami maczając w sosie, co jest najwygodniejsze.

Przepis pochodzi z książki Gordona Ramseya - "Kuchnie świata".

sobota, 6 sierpnia 2011

Słońce czy deszcz? Maliny...



Ta pogoda mnie wykończy wreszcie. Nie mam już chęci nosić ze sobą kaloszy, parasola, szala i innych mało fajnych akcesoriów. Mam dość zmieniania w ostatniej chwili planów, siedzenia w domu z powodu ulewy, i dość takiego lata. Staram się zachowywać jakby nigdy nic, idę na imprezę w gumiakach, biegam w deszczu, ale jakoś mnie to nie bawi. Dobrze chociaż, że grzyby wysypało. Kurki będą w następnym poście, a tymczasem maliny. Jak już nic się nie chce, to zawsze można się pogapić w deszcz z takim koktajlem.

Deser malinowy ze śmietaną



Składniki:
40 dag malin
4 łyżki cukru
20 dag śmietany 22%
20 dag jogurtu greckiego
listki mięty

Przygotowanie:
Odkładamy kilka malin do przybrania. Pozostałe rozgniatamy widelcem, posypujemy cukrem i odstawiamy na 10 min. Ubijamy śmietanę, dodając po trochu jogurt. Mieszamy delikatnie z malinami. Wkładamy do pucharków i wstawiamy do lodówki na parę godzin. Przed podaniem posypujemy całymi malinami oraz liśćmi świeżej mięty.