Dużo czasu zajęło mi podjęcie decyzji o zawieszeniu bloga, ale prawda jest taka, że od kilku miesięcy trochę mniej przykładałam się do jego prowadzenia. Może się wypaliłam, może przestałam widzieć w tym jakiś sens?
Mam sporo mniej czasu na zajmowanie się nim, niż wtedy gdy zaczynałam, a w momencie gdy blogowanie staje się uciążliwym obowiązkiem, lepiej chyba to zakończyć.
Nie wykluczam, że kiedyś powrócę tu w innej postaci, ale ta formuła już się dla mnie wypaliła.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali, komentowali i wspierali. Dalej będę obecna w formie komentatora na innych blogach, bo przecież pasja do jedzenia pozostaje...
niedziela, 6 listopada 2011
piątek, 14 października 2011
Zamiast weekendu w Mediolanie
Ostatnimi czasy wyspecjalizowałam się chyba w traceniu okazji na ciekawy weekend. Jakoś mi w tym roku nie po drodze z wyjazdami. Miałam już jechać do Pragi, Londynu, Wiednia, Budapesztu, a ostatnio ciągnął mnie ktoś do Mediolanu, i zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Winne rzeczy martwe i ożywione...
No więc trybem nagrody pocieszenia, chociaż sobie pojem, czekając na lepsze czasy. A ryb jem ostatnio za mało, chociaż u mnie w pracy co tydzień w piątek rybny tydzień. Nie ufam jednak takim hurtowym zakupom. Jedyny plus tego, że teraz będzie zimno, to szansa, że będę mogła donieść z rybnego na Placu Szembeka ryby, które nie śmierdzą na pół miasta.
Aha, do Łodzi też w ten weekend nie dojadę, chociaż są targi żywności naturalnej, na których rok temu byłam. Jeśli ktoś jest na miejscu, to polecam, świetna impreza!
Klik żeby przeczytać
Dorsz po neapolitańsku
Składniki:
4 filety dorsza
2 kulki mozzarelli
1/2 szkl. sosu pomidorowego
3 ząbki czosnku
kilka czarnych oliwek
sok z cytryny
kieliszek białego wytrawnego wina
sól, pieprz
oregano, świeża bazylia
Przygotowanie:
Rybę umyć, skropić sokiem z cytryny, posypać solą, pieprzem i oregano. Wstawić do lodówki na godzinę.
Posmarować oliwą naczynie żaroodporne i ułożyć w nim rybę z rozgniecionym czosnkiem. Piec 25 min. w 180 st.
Zmieszać wino z sosem pomidorowym, polać upieczoną rybę, posypać oliwkami, przykryć naczynie folią aluminiową i piec jeszcze 10 min. Na koniec posypać pokrojoną w cienkie paski mozzarellą i bazylią, chwilę zapiekać, aż ser się stopi.
Etykiety:
kuchnia włoska,
pomidory,
rybnie,
zapiekanka
niedziela, 9 października 2011
Kurczak Tikka Masala, wersja druga
Jak tylko choć trochę zaczyna marznąć nos, zaczynam gotować rozmaite gulasze, sosy z papryczkami chili i sporą ilością papryki. Chociaż kurczaka tikka masala robię często, to jednak zawsze w ten sam sposób,
przepis zresztą podawałam TUTAJ, i wiem, że znajomi z niego korzystają. Ale gdyby ktoś potrzebowała, jak ja ostatnio, małej odmiany, to proponuję tę wersję. Wielką różnicę robi mleko kokosowe, potrawa zupełnie zmienia smak.
Przepis Jamiego Olivera.
BTW: Wyszła już podobno polska wersja książki kucharskiej Sophie Dahl, oparta na tym cudownym programie, o którym już kiedyś pisałam. Zażyczyłam sobie na gwiazdkę, więc zanim ją wypróbuję, jeszcze trochę zleci:)
Kurczak Tikka Masala II
Składniki:
2 piersi kurczaka (pokrojone w kostkę)
400 ml mleka kokosowego
3 łyżki oliwy
2 ząbki czosnku
1 czerwona cebula
2 łyżeczki garam masala
2 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka kuminu
1/2 l passaty pomidorowej
2 łyżeczki cukru
garść orzeszków ziemnych (rozbitych w moździerzu)
sól
Przygotowanie:
Na gorącą oliwę wrzucamy cebulę z czosnkiem i przyprawy. Podsmażamy na średnim ogniu 2-3 min., cały czas mieszając, aż cebula się zeszkli. Dodajemy kurczaka i mieszamy, aby przyprawy oblepiły mięso i smażymy przez kilka minut. Gdy już kurczak jest usmażony, wlewamy przecier i mleko kokosowe, gotujemy na średnim ogniu 15 min., aż sos zgęstnieje. Powinien lekko pyrkać. Dodajemy cukier, orzeszki i doprawiamy solą. Gotujemy jeszcze 5 min.
Curry można posypać listkami kolendry (której akurat nie miałam :(
Etykiety:
kuchnia indyjska,
przyprawy,
z mięsem
poniedziałek, 3 października 2011
Ciastka pachnące lawendą
Te zniknięcia ostatnio chyba weszły mi w krew. Pomiędzy jedną wizytą a drugą, pisaniem tekstów na dodatkowe zlecenia, bieganiem, czytaniem i bywaniem, jakoś na jedzenie nie było ostatnio miejsca.
Ale zebrana lawenda domagała się uwagi. Wiele znajomych osób nie lubi zapachu lawendy albo płatków róży, uznając je za zbyt duszące, nawet mdlące. O ile udaje im się je znieść jeszcze w kosmetykach czy zapachach do wnętrz, o tyle w jedzeniu tego nie tolerują.
A czasami warto spróbować ciastek z lawendą, bułeczek z konfiturą z róży, czy jogurtu naturalnego, wymieszanego z konfiturą różaną i płatkami migdałowymi, rodzynkami i ziarnami słonecznika. Moje śniadanie nie może się bez nich obyć.
Ciasteczka lawendowe
Składniki:
150 g zimnego masła
150 g cukru pudru
2 łyżki suszonej lawendy
1 żółtko
2 łyżki gęstej śmietany
300 g mąki
1 łyżeczka skórki otartej z cytryny
kilka kropel esencji waniliowej
szczypta soli
cukier do posypania ciastek
Składniki:
Wymieszać suche składniki, mąkę z solą i cukrem pudrem. Dodać zimne masło, pokrojone w kostkę. Dodać sypkie składniki, żółtko, śmietanę, esencję, posiekać wszystko nożem. Na końcu dodać skórkę cytrynową i lawendę. Szybko zagnieść (nie wyrabiać) jednolite ciasto i uformować kulę, owinąć ją folią i chłodzić w lodówce przez godzinę.
Rozgrzać piekarnik do 175 stopni. Schłodzone ciasto rozwałkować cienko (na ok. 0,5 cm) i wykrawać ciasteczka. Ułożone na papierze, posypać grubym cukrem, piec ok. 12 minut do lekkiego zarumienienia.
Za przepis dziękuję Komarce i odsyłam do linka:)
sobota, 24 września 2011
Bazyliowe poduszeczki
Jeśli Tessa Capponi-Borawska mówi, że coś jest dobre, to ja nie zamierzam się spierać. Zazdroszczę jej tej wiedzy, tych smaków które próbowała i swobody z jaką podchodzi do życia i przyjemności.
Jeszcze mieszkając w lodzi, wyobrażałam sobie, że w Warszawie zacznę chodzić na jej wykłady z kultury Włoch, tak na zaostrzenie apetytu. Dotąd tego nie zrobiłam, ale jej opowieści z małych włoskich miasteczek i przepisy, które podaje należą do moich ulubionych. Tak sobie wyobrażam sjestę, we włoskim stylu.
Bazyliowe poduszeczki Tessy Capponi-Borawskiej
Składniki:
ciasto francuskie
pęczek bazylii
mozzarella (lub parmezan)
sól, pieprz
Przygotowanie:
Ciasto przekroić na pół. Pierwszy kawałek ułożyć na blasze wyściełanej papierem. Na cieście położyć listki bazylii (im więcej, tym lepiej) i kawałki mozzarelli. Przyprawić solą i pieprzem. Przykryć drugim kawałkiem ciasta, zwilżając brzegi, aby się dobrze skleiły. Piec 30 min. w 200 st. Pokroić na kawałki.
Czy może być coś prostszego?
Etykiety:
kuchnia włoska,
wypieki,
wytrawne
niedziela, 18 września 2011
Ogórkowe ptasie mleczko
To już ostatnie tchnienie upałów. Można się jeszcze oszukiwać, że lato jeszcze trwa, i zazdroszczę tym, którzy teraz wyjeżdżają na wakacje w różne ciepłe miejsca, ale nie ma wątpliwości, że nadchodzi czas na wyciągniecie płaszczy i zakrytych butów.
Ale przyjemnie jeszcze ostatnie ciepłe godziny spędzić na tarasie czy w parku. Bywa nawet momentami upalnie. i dobrze, bo na upały jest zarezerwowany dzisiejszy przepis - lato mi zeszło a nie zdążyłam go tu opublikować. Ptasie mleczko kojarzy nam się oczywiście z Wedlem, ale ta ogórkowa pianka ma bardzo podobną konsystencję, a nieporównywalnie mniej kalorii...
Ogórkowe ptasie mleczko
Składniki:
1 duży ogórek zielony
1/2 szklanki mleka
1 szklanka kremówki
2 łyżeczki żelatyny
2 łyżki maku
skórka starta z 1/2 cytryny
sól i pieprz
Przygotowanie:
Żelatynę rozpuszczamy w gorącym mleku. Odstawiamy, by przestygła. W tym czasie przyprawiamy kremówkę solą i pieprzem i ubijamy na sztywno mikserem. Ogórka obieramy i ścieramy na tarce o drobnych oczkach (zostawiamy kilka plasterków, bo przydadzą się potem do dekoracji).
Dodajemy ogórka do śmietany razem ze skórką cytrynową , makiem i mlekiem z żelatyną. Delikatnie mieszamy. Do naczyń rozkładamy najpierw po plasterku ogórka, wlewamy masę do foremek i wstawiamy na 2 godziny do lodówki by stężało.
Do dekoracji używamy maku i pozostałych plasterków ogórka.
Uwaga: dobre tylko pierwszego dnia, trzymać w lodówce aż do podania na stół
sobota, 10 września 2011
Kurczę, te kurki...
To już naprawdę ostatni przepis z kurkami. Nie sądziłam, że będzie to możliwe, ale zaczęły mi się już nudzić. Zupy, sosy, makarony, nie oszczędzałam ich w tym roku. Ale na straganach widać już piękne, pękate dynie, które czekają na przerabianie.
Wymarzłam trochę w tym tygodniu, zupa krem z kurek powinna więc nastroić pozytywnie na jesień, bo niestety, ale chyba wszyscy już ją czują w powietrzu...
Zupa kurkowo-porowa
Składniki:
250 gr kurek, oczyszczonych
1 biała cebula
1 por pokrojony w talarki
3 ząbki czosnku pokrojone w plasterki
3 łyżki masła
3 łyżki oliwy
1/3 szklanki białego wytrawnego wina
litr bulionu z kury
1/2 łyżeczki suszonego chili
sól, świeżo mielony pieprz
kilka łyżek gęstej śmietany
garść natki pietruszki
Przygotowanie:
W rondlu rozgrzewamy mało z oliwą, smażymy czosnek, cebulę, por. Dodajemy po chwili kurki i smażymy kilka minut aż puszczą wodę. Wlewamy wino i czekamy aż odparuje.
Do bulionu wkładamy zawartość rondla, doprawiamy pieprzem i chili i gotujemy jakieś 5 minut. Studzimy i miksujemy - ja wyjęłam wcześniej kilkanaście kurek, żeby potem wrzucić je do zupy kremu. Zabielamy śmietaną, ponownie podgrzewamy i podajemy solidnie posypane natka pietruszki.
Przepis pochodzi z Kuchni, trochę tylko zmieniłam jego przygotowanie. Zamiast natki można użyć koperku lub kolendry, co kto lubi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)