poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Ciasto z cukinii?


I jeszcze w temacie cukinii, póki sierpień trwa. Wytrawne ciasta jadam rzadko, w zasadzie wcale. Mam jednak kilka przepisów, jeszcze nie wykorzystane ciasto tzatziki i buraczane - odłożone na potem. Jakiś czas temu zrobiłam ciasto z cukinii, specjalnie na pewnego pamiętnego wśród znajomych grilla. Z wyglądu wyszło piękne, jednak co do smaku musiałam się dopiero przekonać.
Grunt, że ludziom smakowało i było dobrą podkładką pod szaszłyki, też z cukinią, i cudowną kaszankę w cebuli autorstwa Kasi K.
Sezon grillowy mamy już chyba za nami, ale można sobie powspominać chociaż...

PS: Niektórych przepraszam za zagubioną skorupkę po orzechach;-)

Ciasto z cukinii




Składniki:
5 białek
1 łyżeczka soli
4 żółtka
200 gr roztopionego masła
2,5 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 - 2 młode cukinie, (powinno objętościowo być jakieś 2 szklanki gdy zetrzemy na dużych oczkach tarki)
1 średnia pietruszka, (również starta na dużych oczkach)
łyżeczka kurkumy, gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki szafranu
2 łyżki soku z cytryny
100 gr orzechów włoskich posiekanych na kawałki

Polewa beszamelowa:
1 żółtko
łyżka mąki kukurydzianej
3 łyżki mleka
szczypta soli i gałki muszkatołowej

Przygotowanie:
Białka ubijamy z 1/2 łyżeczki soli. Wciąż ubijając dodajemy po kolei 4 żółtka, roztopione i przestudzone masło, przesianą mąkę, starte na dużych oczkach tarki warzywa, proszek do pieczenia, resztę soli i przyprawy oraz sok z cytryny. Mieszamy. Wrzucamy orzechy. Wlewamy ciasto do okrągłej formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Pieczemy 45 minut w temp. 160 stopni.

Gdy ciasto się piecze, robimy polewę:
Mieszamy wszystkie składniki aż uzyskamy sos i wylewamy na ciasto w połowie pieczenia.
Kroimy potem w trójkąty i lecimy na grilla.

Dodaję danie do akcji Cukiniowy sierpień, autorstwa Parmelii

piątek, 27 sierpnia 2010

W ramach cukinowego sierpnia



Brzydko dzisiaj. Kupiłam piękne nowe buty do biegania i od kilku dni stoją, bo nie mogę ich wypróbować. Jak mogę iść biegać, to pada. I tak czekają... Ja zresztą też w poczekalni, bo nie zapowiada się zbyt towarzyski weekend...
Może chociaż zmniejszy się ten stos gazet, który rośnie na stole. A propos, wyszły nowe WO Extra, wiem, że wiele z nas na to czekało.

Potrawa, którą daję poniżej, to jedna z moich comfort food. Jest cudownie smaczna, że aż można mruczeć z zadowolenia. Przepis dała nam znajoma mamy, u niej cukinię z mięsem mielonym robiło się od wielu lat. U nas teraz też tak jest. Ja lubię taką niemal potrawkę, którą je się łyżką z wielkiej michy - to też ma swój urok.

Cukinia z mięsem mielonym



Składniki:
1 duża cukinia
350 gr mięsa mielonego, najlepiej z szynki
2 białe cebule
2 łyżki mąki
kubeczek śmietany
2 łyżki oliwy
2 łyżki masła
świeży koperek
świeżo mielony pieprz i sól

Przygotowanie:
Cebule kroimy w drobną kostkę i smażymy z mięsem na oliwie. Cukinie kroimy w kostkę i podsmażamy na maśle. Dolewamy trochę wody i dusimy chwilkę aż zmięknie, zaklepujemy mąką żeby zgęstniało. Wrzucamy do garnka z cukinią mięso z cebulą i mieszamy aż smaki się połączą. Doprawiamy solą i pieprzem (zdarza mi się dodać trochę kuminu a czasem tymianku gdy ma chęć na odmianę). Odlewamy trochę sosu z dania i łączymy ze śmietaną - tej dajemy wedle woli, ja zwykle jakieś 100 ml - ok. pół kubeczka.
Konsystencja jest tu sprawą dowolną, nie ma jedynego dobrego sposobu na przygotowanie tej potrawy, każdy musi znaleźć swój sposób.
Na koniec cukinię w misce posypujemy grubo świeżym koperkiem i podajemy z kefirem bądź kwaśnym mlekiem.
Zalecane jeść siedząc po turecku, w głębokim fotelu...

Dodaję danie do akcji Cukiniowy sierpień, autorstwa Parmelii

środa, 25 sierpnia 2010

Po śliweczce?



Wygląda na to, że to mój setny post. Nie zdawałam sobie sprawy, że tyle razy już tu publikowałam. Tak się przyzwyczaiłam do rutyny dodawania nowych potraw, że teraz jakoś nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać. Lubię sobie obmyślać co dam następnym razem, lubię tę dyscyplinę, jaką blog wymusza.

Poniżej śliwkowa tarta, która była na moich urodzinach. I tu mała refleksja na temat przepisów zamieszczanych w różnych gazetach. Nie będę wymieniała tytułów, bo niestety zdarza się to prawie we wszystkich pismach, ale bywa, że zamieszczone przepisy, nijak mają się do wykonania. Źle podane proporcje, czas pieczenia, albo zdjęcie, które chyba nie do końca oddaje dane danie. Nacinam się na to często i strasznie się wtedy denerwuję. Bo to brak szacunku dla swojego czytelnika i zwykła fuszerka. Wielokrotnie widzę, że zdjęcie potrawy było kupione z jakiegoś serwisu foto a przepis doklejony. Grrr! Tak było z tartą śliwkową, którą tu robiłam - ilość mąki trzeba było zwiększyć dwukrotnie, zdjęcie natomiast było zrobione z tarty na cieście półkruchym a nie na drozdżowym... Ciasta wyszło też tyle, że starczyło nie tylko na tartę, ale i na 3 babeczki. A przepis pochodzi ze starego Elle, przeleżał u mnie w teczce parę lat.
Na szczęście wpadki nie zdarzają mi się nigdy z książkami kucharskimi i autorskimi rubrykami, gdzie znane nazwisko dba o swoją renomę.

Tarta śliwkowa



Składniki:
30 dag śliwek, przekrojonych na pół i wypestkowanych
2 szklanki mąki - ok. 320 gr
2 jajka
1/2 szklanki cukru, może być brązowy
4 czubate łyżki masła
1/2 saszetki suszonych drożdży
1-2 łyżki soku pomarańczowego
1/2 szklanki letniej wody

kubeczek śmietany kremówki 30%
serek Danio

Przygotowanie:
Mąkę wymieszaj z drożdżami i cukrem. Roztop masło i przestudź je. Do mąki dodaj jajka, masło, sok i 1/3 szklanki wody. Zamieszaj i wyrabiaj ciasto. Jeśli trzeba dodać wody lub mąki, nie krępuj się. Ciasto ma być elastyczne i łatwo odchodzić od dłoni. Po wyrobieniu należy je przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na 2 godziny.
Piekarnik nagrzewamy do 210 stopni. Formę do tarty smarujemy masłem i wykładamy ciastem. Układamy w kręgi śliwki i posypujemy je dodatkowo 2 łyżkami brązowego cukru. Pieczemy ok 35-40 minut.
Pozostało mi ciasto, więc wyłożyłam nim foremki na babeczki, upchnęłam do środka po1/5 śliwki i zakryłam je ciastem. Wyszło bardzo fajnie.

Babeczki i tarta wyszły naprawdę smaczne, a podawałam je z ubitą na śmietanę kremówką, wymieszaną potem delikatnie z serkiem Danio, to dobry pomysł na szybki krem.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Arabski czy żydowski?




Widziałam niedawno nowy odcinek "Hung", serialu, w którym nieudacznik, trener wf-u na amerykańskiej prowincji, zostaje męską prostytutką. Jego sąsiadka, Żydówka, zostawia mu w lodówce hummus. Inna kochanka, pochodząca z Libanu, natychmiast wyczuwa konkurencję i zaczyna się trwająca cały odcinek zabawna wojna o to, czy hummus to potrawa libańska czy żydowska? I wiadomo oczywiście, że tak naprawdę nie chodzi wcale o biedną pastę z ciecierzycy...
'Poor Ray', nie potrafił stanąć po żadnej ze stron.

Ja nie wiem czym się różni jeden hummus od drugiego, mój przepis jest arabski. Uwielbiam go podjadać na filmie z macą albo tzw. Granexem, z rzadka podejmuję wysiłek i lepię sobie do niego indyjskie chlebki chapati.
Spokojnie można pastę trzymać w folii przez 4-5 dni, kłaść na kanapki z chlebem albo na bagietki z grillowanym bakłażanem.

Hummus



Hummus
Składniki:
200 gr ciecierzycy
2-3 ząbki czosnku
1/2 cytryny
2-3 łyżki tahini
2-3 łyżki dobrej oliwy
przyprawa piri-piri albo słodka papryka i chili w proszku
świeża mięta i natka pietruszki

Przygotowanie:
Ciecierzycę moczę całą wcześniejszą noc a potem gotuję w lekko osolonej wodzie jakieś 30 minut, aż będzie miękka. Proponuję odlać trochę wody z gotowania.
Miksujemy z odrobiną wody, pastą tahini (sezamowa oleista pasta, ja kupują ją na wagę w wiadereczku w sklepie z przyprawami), wyciśniętym czosnkiem, oliwą i wyciśniętym sokiem z cytryny. Jeśli konsystencja jest za gęsta, można dolać wody z gotowania.
Siekamy miętę i pietruszkę i mieszamy z pastą. Na wierzchu dla dekoracji posypujemy przyprawami i polewamy kilkoma kroplami oliwy.



Chapati
Składniki:
40 dag mąki pszennej
szklanka ciepłej przegotowanej wody
2 łyżki oliwy
szczypta soli

Przygotowanie:
Mąkę należy przesiać na blat przez sitko i wymieszać z solą. Dodać oliwę i połowę wody, zagniatać dolewając powoli wodę, żeby powstało gładkie, oleiste ciasto. Następnie należy je przykryć ściereczką i odstawić na godzinę. Potem dzielimy je na 8 kawałków, lepimy kulki i formujemy okrągłe placki o średnicy ok. 10 cm.
Smarujemy placki oliwą z obu stron i smażymy na rozgrzanej patelni. Można je w trakcie smażenia posypać czosnkiem granulowanym. Najlepsze są na ciepło, ale można je też potem odgrzać. Chlebki rwiemy palcami, w tym cała frajda, i nabieramy na nie hummus. Bardzo namacalna przyjemność z jedzenia;-)

wtorek, 17 sierpnia 2010

Wprawiam się w klimat



Kiedy już wszyscy dawno zapomną, że były wakacje, ja dopiero wezmę swój urlop. Kierunek - Turcja. Po zeszłorocznym wyjeździe, jestem pod totalnym urokiem tego kraju, jego krajobrazu, jedzenia i kultury. Turcja wydaje mi się pod pewnymi względami podobna do Polski, to też społeczeństwo które wciąż jest na dorobku, pełne kompleksów a jednocześnie o bogatej kulturze i historii.
Na obrzeżach Turcji wciąż jest bardzo konserwatywnie a islam wyznacza rytm dziennych obowiązków. Jednak w większych miastach odbywa się wielka liberalna rewolucja, młodzi Turcy walczą o swój sposób na życie i wolność obyczajową. Dość powiedzieć, że w Turcji jest legalna aborcja a w Polsce ciągle jeszcze nie...

Moje postrzeganie tureckich kobiet znacznie zmieniło się od zeszłego roku. Byłam wcześniej przekonana, że ich brak na ulicach, w sklepach czy w kawiarniach, jest wynikiem męskiej dominacji. Po kilku rozmowach okazało się jednak, że to kobiety wolą prowadzić taki tryb życia - nikt nie zmusza ich do siedzenia w domu, co więcej młodzi tureccy mężczyźni są już zmęczeni brakiem inicjatywy u tureckich kobiet. Podejrzewam, że poznałam tylko jedną stronę medalu i jest to zbyt duże uogólnienie, jednak coś w tym może być - szczególnie w mniejszych miastach.
Tezie tej przeczą jednak powieści Elif Safak, niedługo wyjdą w Polsce dwie kolejne, która portretuje nowoczesne mieszkanki Stambułu i pokazuje zupełnie inny obraz Turcji niż przykładowo, melancholijny i raczej mieszczański, Orhan Pamuk. Niedawno korespondowałam z Elif Safak i zaskoczyło mnie, gdy pisała, jak bardzo Turczynki są wyzwolone i łakome na życie. Mam zamiar przekonać się o tym osobiście, bo we wrześniu jedziemy z moimi przyjaciółkami na 10 dni do Stambułu. Podobno to miasto wszechświat, miasto-kobieta, jak twierdzi Elif Safak. Niezwykle różnorodne, na poły azjatyckie, na poły europejskie, gdzie obok dzielnic biedy można kupić torebki Louis Vuitton za kilkaset euro. W końcu to Stambuł jest w tym roku Europejską Stolicą Kultury, to tam co 2 lata odbywają się biennale sztuki nowoczesnej, to stąd pochodzi nowa fala młodych designerów i projektantów mody, którzy zaczynają torować sobie drogę w biznesie.

Już pisząc to wszystko wiercę się na fotelu jak szalona, nie mogąc doczekać się wyjazdu. Drugim, jeśli nie pierwszym, powodem, dla którego jadę do Stambułu, jest jedzenie naturalnie. W zeszłym roku wyjazd był totalnie pod kątem kulinarnym, jadłam mnóstwo wszystkiego co mi wpadło w rękę - co ciekawe próbowałam mało mięsa, bo bogactwo potraw wegetariańskich w kuchni tureckiej jest oszałamiające a przy 40 stopniach w cieniu, kebaby jakoś mniej mnie interesowały. Wiedziałam już wcześniej co nieco o tureckich specjałach, bo kiedyś zdarzyło mi się mieszkać kilka tygodni w tureckiej dzielnicy i nie dało się nie korzystać z lokalnych sklepików.
W każdym razie w tym roku, jak i w poprzednim, zamierzam jechać z wielką, niemal pusta walizką, i wypakować ją po brzegi jedzeniem. Na pewno przywiozę peynir, turecki ser (coś pomiędzy fetą a białym twarogiem), wielkie oleiste oliwki z pestkami, sucuk - czerwone tureckie kiełbaski, które są rewelacyjne w paellach czy w jajecznicy, świeżą baklavę, rachatłukum czyli lokum, chałwę, borek (podobne do ciasta francuskiego) i oczywiście przyprawy w wielkiej ilości. Planuję też jakoś w pojemnikach przywieźć okrę - bo widziałam ją w zeszłym roku na starganie, cukinię - ma tam trochę inny kształt, i świeże figi. Jednym słowem, zapowiada się kompletne szaleństwo! Nie będę tez sobie żałowała sobie raki, którą na miejscu należy pić w celach choćby leczniczych.

Od jakiegoś czasu próbuję sobie różnych potraw z bardzo fajnej niewielkiej książeczki o kuchni tureckiej. Od dawna kombinuję z Tabbouleh, którą w Turcji robi się bardzo często. W zasadzie jest to potrawa libańska, jednak rozprzestrzeniła się po świecie arabskim i występuje w różnych krajach, w różnych wariacjach. Baza to kasza bulgur lub kuskus, do tego zdecydowanie mięta i natka pietruszki. Wymiennie można dodawać pomidory, paprykę, ogórki zielone, oliwki czarne, cebulę, czosnek czy peynir. Taki obiad na zimno jest świetny w upały, bo mięta dopiero wtedy pokazuje swoje orzeźwiające właściwości.

Tabbouleh



Składniki:
szklanka kuskusu
szklanka bulionu warzywnego
2 pomidory
1 papryka czerwona
1 mały ogórek zielony
garstka czarnych oliwek
3 łyżki oliwy
1 łyżka soku z cytryny
sól, pieprz
świeża mięta i natka pietruszki

Przygotowanie:
Kaszę zalewamy bulionem, doprawiamy i czekamy kilka minut aż wchłonie płyn. Pomidory, paprykę i obranego ogórka kroimy w drobną kostkę - wrzucamy do gotowej kaszy. Do tego dodajemy oliwki. Z oliwy i soku z cytryny przygotowujemy sos, którym zalewamy całość. Dodajemy posiekane zioła i chłodzimy w lodówce.
Prosta sprawa.

Na zdjęciu poniżej przepyszny miód z orzeszkami (pistacje, orzechy ziemne i włoskie), który można kupić niemal na każdym rogu w Turcji. Miał mi posłużyć do zrobienia kiedyś baklavy ale w tajemniczy sposób zniknął ze słoiczka... może kot go zjadł?

niedziela, 15 sierpnia 2010

Kruche i delikatne




Party na ostro już się odbyło, do dziś żołądkowo dochodzę do siebie, bo pojemność moich przyjaciółek okazała się ograniczona i wyjadam z przyjęcia jeszcze do dziś. Było orientalnie, hummus, ogórki w curry i gorczycy, kus kus z kolendrą i ciecierzycą, bakłażany po hindusku i risotto kalafiorowe z curry i szafranem.

Na deser ciasto ze śliwkami, jednak nie to, właściwe jeszcze w aparacie, ale niech chociaż stanowi przedsmak. Ze wszystkich letnich owoców, ja śliwki lubię najbardziej, jeśli chodzi o ciasta. Czuć je pełnią lata, gorącem, i jakoś zapowiadają też już jesień, pachną trochę nostalgią.


Kruche ciasto ze śliwkami i kruszonką




Składniki:
ok. 1 kg śliwek węgierek - wydrążonych połówek
20 dag masła roślinnego
2 szklanki mąki
6 czubatych łyżek cukru
2 żółtka
cukier waniliowy
2 łyżki gęstej śmietany

Piana:
2 białka i 1/2 szklanki cukru pudru

Kruszonka:
1 łyżka masła
1/2 szklanki mąki
5 łyżek cukru
szczypta soli

Przygotowanie:
Stopić masło, zdjąć z ognia i wymieszać z mąką, cukrem i solą. Kruszonkę odstawić.

Szybko zagnieść ciasto - nie wyrabiać. Wyłożyć na wysmarowaną i oprószoną bułką tartą tortownicę. Połówki śliwek ułożyć skórką do ciasta koncentrycznie. Ubić pianę z białek i wyłożyć na śliwki. Posypać kruszonką.

Piec 35 min. w 220 stopniach.
Ciasto najlepsze jest drugiego dnia, jak już trochę namięknie. Trudno się już potem od niego oderwać...

piątek, 13 sierpnia 2010

Party na chrupko



Dzisiaj u mnie mini party. Takie przedurodzinowe, bo nie uda nam się spotkać wszystkim w tym czasie. Tylko moje najbliższe przyjaciółki, koncert Madonny i mnóstwo jedzenia. Menu zaplanowane jest orientalnie, nie zdradzę co dokładnie, bo moje panie pewnie zdążą to przeczytać, jeszcze zanim się u mnie zjawią, a ma być niespodzianka.
Party będzie wegetariańskie, bo połowa z nas nie je mięsa.

Ale gdybym robiła mięsną imprezę, to na pewno pojawiłaby się na niej ta przystawka. W zasadzie w taki parny dzień, można ją zjeść zamiast obiadu.


Chrupiąca przystawka




Składniki:
pierś kurczaka
bułka tarta
jajko
oliwa do smażenia

3 marchewki
3 ogórki
1/2 papryki żółtej, czerwonej i zielonej
1/2 szklanki majonezu
1/2 szklanki jogurtu
sok z 1/2 cytryny
łyżeczka curry

Przygotowanie:
Mięso pokroić w kostkę. Przyprawić, panierować i usmażyć na złoty kolor. Osączyć z tłuszczu.
Papryki, marchewki i ogórki umyć, obrać i pokroić w słupki.
Majonez połączyć z jogurtem, curry, solą i sokiem z cytryny. Wymieszać.

Takie rzeczy najfajniej się chrupie, gdy się śpiewa do teledysków Madonny (tak, będą i te...). Miasto dziś należy do nas,
mam nadzieję, że też będziecie się dobrze bawiły!

środa, 11 sierpnia 2010

Pesto brokułowe


Ciąg dalszy podróży z Billem Grangerem...
Tym razem jego lekko zmodyfikowana propozycja na szybki obiad. Miało być fettuccine z pesto ze szparagów, ale tych oczywiście dawno nie ma, więc brokuły robią tu za zastępstwo.
Kiedy doda się do tego podsmażony na chrupko bekon lub prosciutto, wychodzi prawdziwa rewelacja.
Zostało mi się trochę pesto, więc domieszałam pasty miso, dodałam trochę cukru i sezamu, i zapiekłam to razem z dorszem w piekarniku - bardzo udana kombinacja. Resztki sosu można też spokojnie użyć do krakersów czy chipsów kukurydzianych, wcześniej mieszając je z ziarnami słonecznika i dyni. Jak widać, to przepis wielofunkcyjny. Ktoś ma jeszcze pomysł jak można by go wykorzystać?


Pesto brokułowe




Składniki:
brokuły
2 ząbki czosnku
50 gram migdałów, obranych i zmiażdżonych
kilka łyżek parmezanu
skórka otarta z 1 cytryny
sok z połówki cytryny, może być też limonka
100 gram bekonu lub prosciutto
oliwa z oliwek
2 łyżki gęstej śmietany
300 gram makaronu fettuccine bądź papardelle

Przygotowanie:
W garnku z osoloną wodą gotujemy brokuły na lekko twardo. Hartujemy je pod zimną wodą, co pozwoli zachować im piękny kolor.Wkładamy je do blendera lub miksera, dodajemy pokrojone na kawałki ząbki czosnku, migdały, parmezan, skórkę z cytryny, śmietanę i powoli ucieramy na niewielkich obrotach. W międzyczasie wlewamy powoli oliwę z oliwek - nie przerywając ucierania. Doprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny.
Osobno podsmażamy na chrupko bekon pocięty w paski i odsączamy go na ręczniku papierowym.
Gotowe pesto należy wymieszać z ugotowanym al dente makaronem i posypać bekonowymi chipsami. Można jeszcze udekorować je bazylią lub dodać parmezan, wedle uznania.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Po prostu rozpusta



Łakomstwo - mój główny grzech i jedyna rozpusta, do której się przyznaję. Kuchnia włoska fascynowała mnie co prawda jakiś czas temu, jeszcze zanim zaczęłam prowadzić bloga i fascynacja ta mocno ucichła w moim życiu. Narobiłam się już tych past, pizz i focacci - teraz tylko z rzadka wypróbowuję nowe przepisy, raczej skupiam się już na tych sprawdzonych, delektuję się raczej niż odkrywam nowości.

Na pewno jest to zupełnie inny rodzaj biesiadowania niż przy kuchni tureckiej czy hinduskiej. Jakoś włoskiej można zjeść więcej, gadając w międzyczasie, wspominając, i po chwili przerwy, kładąc kolejną dokładkę na talerz. Aż brzuch boli, aż nie ma już nic na stole. Lazanię każdy robi na swój sposób, jedni dają szpinak, inni nie. Jedni lubią z cukinią, inni tylko z mięsem. Każdy sposób dobry, jednak mnie pasuje ten podany poniżej.

Niedawno jadłam pyszną lazanię w Angelo, w Łodzi - świetne miejsce - do którego na pewno jeszcze wrócę. Prowadzone przez Włocha, który mówi po polsku, prosty wystrój, niezbyt rozbudowane menu, co liczy się na plus, i wielki pokłon za obsługę, dla samego właściciela zresztą. Podobało mi się, że przy stoliku obok siedzieli Włosi, którzy najwyraźniej też doceniali kunszt kucharza.

Lazania



Składniki:
Pół opakowania płatów ciasta do lazanii
20 dag sera żółtego
opakowanie szpinaku mrożonego, najlepiej w brykiecie + łyżka śmietany + jajko
kilka łyżek masła na wierzch lazanii

Sos mięsny:
30 dag mięsa mielonego
30 dag pieczarek
marchew, pietruszka, seler
słoiczek pomidorów w kawałkach
duża cebula
sos pomidorowy w kartonie np: Primo Gusto, który bardzo lubię
ketchup, 1-2 łyżki, bez konserwantów koniecznie
bazylia, oregano, tymianek, po łyżeczce

Sos beszamelowy:
1/4 l. bulionu czosnkowo-majerankowego
1 żółtko
łyżka masła
1-2 łyżki mąki
śmietana 18%
1-2 łyżki drobno startego sera żółtego
sól, kwasek cytrynowy
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej

Przygotowanie:
Sos mięsny: Zeszklić cebulę, dodać pieczarki pokrojone w plasterki i usmażyć. Osobno usmażyć mięso mielone, dodać starte warzywa - poddusić. Dodać pieczarki i pomidory. Posypać ziołami, solą i pieprzem. Dodać sos pomidorowy i ketchup. Dusić.

Sos beszamelowy: Śmietanę wymieszać z żółtkiem i serem. Stopić masło, wymieszać z mąką. Zasmażyć - nie rumieniąc, rozprowadzić bulionem. Zagotować, przyprawić solą, odrobiną kwasku cytrynowego i gałki. Wymieszać z przygotowaną śmietaną. Podgrzać, ale nie gotować.

Przygotować szpinak: brykiety rozmrozić na ogniu w rondelku, dodać sól i odrobinę śmietany, wymieszać i dodać całe jajko, mieszać. Odcisnąć zebraną wodę.

Formę posmarować masłem. Kolejno układać:

>1 warstwę makaronu, sos mięsny, szpinak, sos beszamelowy, posypać serem

>2 warstwę makaronu, sos mięsny, szpinak, sos beszamelowy

>3 warstwę makaronu, sos beszamelowy, ser i położyć kawałeczki masła na wierzchu.

Zapiekać w temperaturze 180 stopni przez 40 min.

sobota, 7 sierpnia 2010

Wspomnienie piątkowego wieczoru



Jak ugościć przyjaciółkę w piątkowy wieczór? Pozwolić jej pęknąć w szwach i rozbawić do łez! Cel został wykonany. Tarta cebulowa świetnie sprawdza się, bo jest lżejsza niż pizza, nie tak kaloryczna, nie ma mięsa - a większość moich przyjaciółek go nie je - i można ją po kawałku wsuwać przez cały wieczór.
Wstyd się przyznać, ale zjadłyśmy ją całą tego dnia.
Kilka dni temu byłam w restauracji Satyna w Łodzi, i jako przystawkę podali nam pasztet z kaczki bodajże, z grzankami i konfiturą z czerwonej cebuli - rewelacyjnie smakowało, w najbliższym czasie zabiorę się za z robienie kilku słoiczków.

Zdjęcia robione starym aparatem, co zresztą, niestety, widać...

Tarta z karmelizowaną cebulą



Składniki:
opakowanie ciasta francuskiego
3 cebule czerwone
100 gr sera feta
miseczka czarnych oliwek
2 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki brązowego cukru
2 łyżki octu balsamicznego
2 łyżki oliwy truflowej
świeży lub suszony tymianek

Przygotowanie:
Cebulę kroimy w piórka, oliwki na plasterki. Rozgrzewamy piekarnik do 220 stopni.
Na oliwie podsmażamy cebulę na wolnym ogniu. Dodajemy cukier i ocet i smażymy kilka minut aż sok z cebuli i ocet zredukują się. Sos powinien mieć konsystencję syropu. Przyprawić solą i pieprzem - odstawić do wystygnięcia.
Ciasto francuskie rozłożyć na papierze do pieczenia i boki pozaginać do góry jak w pizzy (mnie całość nie zmieściła się na papierze, więc kawałki ciasta posłużyły jeszcze potem jako wierzch).
Na cieście rozłożyć sos cebulowy, pokruszyć obficie fetą i posypać czarnymi oliwkami i najlepiej świeżym tymiankiem.
Skropić wszystko oliwą truflową.
Zapiekać ok. 15 minut aż ciasto urośnie i zarumieni się.

Może danie to brzmi bardzo prosto, ale smakuje po prostu fantastycznie.
Przepis pochodzi ze starego Elle, sprzed kilku lat.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Orientalna cukinia


Przetwórstwo cukinii u mnie trwa. W planach oprócz potraw, które już zrobiłam i jeszcze zrobię, jeszcze kilka całkiem nowych dań - np. cukiniowe pesto.
A to danie jest naszym absolutnym domowym hitem, jemy je ciągle. Minie kilka tygodni i już się za nim tęskni. Mnóstwo przypraw, aromatyczny sos i lekko chrupiąca cukinia. Dodam, że pozostaje w obszarze moich orientalnych ostatnio zainteresowań. Nie trzeba już chyba pisać nic więcej.
Do obiadu miałyśmy pyszne prosecco, które miało skończyć jako brzoskwiniowe Bellini, niestety nie doczekało deseru.

Kuskus z kurczakiem i cukinią




Składniki:
Pierś kurczaka, pokrojona w cienkie paseczki
2 małe cukinie, pokrojone w słupki
1 duża posiekana cebula
2 duże roztarte ząbki czosnku
6 łyżek masła
1 szklanka kaszki kuskus
2,5 szklanki bulionu drobiowego
1/2 szklanki gęstej śmietany
2 łyżeczki curry
2 łyżki posiekanej świeżej kolendry i łyżka mielonej
1 łyżka Garam Masala
1 limonka
sól, pieprz

Przygotowanie:
W rondelku zeszklić cebulę na 2 łyżkach masła i odstawić.
Na patelni, na oleju, usmażyć kurczaka przyprawionego solą i pieprzem i przełożyć na półmisek. Zmniejszyć ogień i do tłuszczu po smażeniu kurczaka dodać łyżkę masła, włożyć cukinię, przyprawić solą i pieprzem, smażyć mieszając( ok. 2 min.). Zdjąć z patelni, położyć obok kurczaka i przykryć.

Przygotować bulion.
Połowę podsmażonej cebuli przełożyć do większego garnka, dodać czosnek i smażyć mieszając ( ok. 2 min.). Dodać łyżeczkę curry, smażyć minutę mieszając. Wlać szklankę bulionu, zagotować i pozostawić na ogniu, aż połowa płynu odparuje (2-3 min.). Dodać śmietanę, gotować mieszając od czasu do czasu, aż sos zgęstnieje. Zdjąć sos z ognia.

Pozostałą cebulę w rondelku podgrzać, wsypać łyżeczkę curry i gotować minutę mieszając. Dodać łyżkę masła i pozostały bulion, zagotować i odstawić. Wsypać kuskus, posolić i popieprzyć, przykryć na 5 min. Dodać resztę masła w kawałeczkach i lekko wymieszać widelcem. Przykryć.

Do sosu włożyć kurczaka i cukinię wraz z całym sokiem, który zebrał się na półmisku. Podgrzewać 3 min. na małym ogniu. Raczej nie mieszać, bo cukinia się rozleci. Przyprawić solą i pieprzem, łyżką świeżej i pół łyżki mielonej kolendry, a także pół łyżki Garam Masali i lekko wymieszać. Resztę wsypać do kuskusu.

Kurczaka podajemy w sosie obok porcji kuskusu. Można udekorować cząstkami limonki, można też skropić nią sos.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Zjedz mnie



Billa Grangera poznałam najpierw z innych blogów. Wśród zagranicznej blogosfery jest bardzo znany, szczególnie w Australii, skąd pochodzi. Jest samoukiem, robi proste i niedrogie przepisy, ceni sobie kuchnię smaczną a nieobciążającą żołądka, taką, przy której człowiek się nie namęczy i ma jeszcze siłę zjeść to, co przygotował.
Granger umie cieszyć się życiem, prowadzi oczywiście swoje restauracje i programy telewizyjne, ale przede wszystkim ceni sobie czas spędzony z rodziną i leniwe popołudnia przy małych zakąskach. Jakoś pasowała mi jego niespieszność i brak zadęcia, jeszcze zanim poznałam jego przepisy.
Akurat zamierzałam zrobić zakup jego książek na eBayu lub Amazonie, gdy okazało się, że Wydawnictwo Muza przygotowuje przedruk jego książki, "Feed Me Now" z 2009 roku. Ja typowałabym inną pozycję, może "Every Day", ale dobrze, że w końcu do nas dotarł, nie ma co narzekać.
"Nakarm mnie", podzielone jest na kilka rozdziałów: śniadania, lunche, obiady, i inne dania okazyjnie pogrupowane. Zdjęcia są piękne, proste i radosne, takie, które niemal możemy sami zrobić w domu - czyli bez specjalnego estetyzowania. Za to przepisy jakoś nie do końca mi podeszły, właściwie znalazłam tam dla siebie około 5, co na ponad 200 stron książki, stanowi raczej słaby wynik. Nie będzie to moja książka-biblia, ale warto ją mieć na półce. Podobały mi się komentarze Billa przy każdej propozycji kulinarnej, czasem wskazówki zawarte w takich post scriptum bardzo się przydają.
Jednym z przepisów, które zaznaczyłam karteczką 'do zrobienia' było delikatne, lekko mokre, ciasto z jagodami. Z cytrynowo-waniliowym aromatem. Bardzo smaczne było.


Ciasto herbaciane z jagodami




Składniki:
200 ml kwaśnej śmietany
180 gr miękkiego masła
330 gr drobnego cukru
3 średnie jaja
380 gr mąki pszennej
300 gr jagód
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego, ewentualnie aromatu - Billa dodawał cukier waniliowy
skórka otarta z jednej cytryny
serek homogenizowany Danio do podania ciasta

Przygotowanie:
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Użyłam formy 24 na 30 cm - należy nasmarować ją masłem i osypać bułką tartą - tu mała zmiana w stosunku do przepisu Billa, który poleca wyłożyć formę papierem pergaminowym.
W mikserze ucieramy masło z cukrem. Potem dodajemy skórkę cytrynową i esencję. Mieszamy. Wbijamy jaja po jednym nie przerywając miksowania, następnie wlewamy śmietanę i miksujemy dalej.
Jagody osypujemy odrobiną mąki, resztę przesiewamy do masy i ostrożnie mieszamy ciasto łyżką. Delikatnie wrzucamy jagody i mieszamy tak, żeby nie uszkodzić owoców.

Przekładamy ciasto do formy i pieczemy 45-50 minut, sprawdzamy patyczkiem czy już się nie obkleja ciastem i wyłączamy piekarnik. Najlepiej gdyby ciasto odstało swoje przed krojeniem i całkiem wystygło.
Bill poleca aby przygotować na wierzch ciasta lukier cytrynowy albo krem z twarogu, masła, cukru pudru i skórki z cytryny, ale ja nie chciałam jeszcze dodatkowo obciążać ciasta. Jadłam jak na zdjęciu, z serkiem homogenizowanym Danio, posypane jeszcze świeżymi jagodami.