piątek, 30 lipca 2010

Rzucili szpinak




Pojawił się u nas na straganach i w sklepach drugi sort świeżego szpinaku, co mi przypomniało, że nie zamieściłam jeszcze potrawy, którą robiłam w tym roku już dwukrotnie.
Może, skoro ten szpinak jest właśnie znów przez chwilę dostępny, ktoś się skusi. Robimy to w domu od wielu lat, a od czasu gdy w warzywniakach zorientowano się, że liście można umyć i powiązać w pęczki - nawet częściej.
Niestety gdy sama myję szpinak, to choćbym nie wiem jak się starała, zawsze mi potem lekko chrzęści w zębach.
Ale powiedzmy, że mam to już wliczone w cenę...

Świeży szpinak z jajami i pomidorami



Składniki:
75 dag szpinaku
3 pomidory
czerwona i żółta papryka
2 jaja
ser żółty do posypania i pół kulki mozarelli
przecier pomidorowy
1/2 bochenka ciemnego chleba, najlepiej razowca, ale może tez być słonecznikowy
kilka łyżek masła

Przygotowanie:
Szpinak obmywamy i kroimy liście na 3, lub po prostu je rwiemy - w wersji dla mnie cierpliwych. Podsmażamy je na maśle, dodając stopniowo, bo jak wiadomo, szpinak znacznie zmniejszy swoją objętość. Solimy i czekamy aż puści wodę, którą odlewamy.
W międzyczasie kroimy chleb na pałeczki i podpiekamy je na blasze w piekarniku, żeby były chrupiące.
Sparzamy pomidory i kroimy je na kawałki.
Do szpinaku wrzucamy pokrojoną w paski paprykę i chwilę smażymy. Doprawiamy do smaku solą, jeśli trzeba, i pieprzem ziołowym. Wrzucamy do garnka pałeczki chlebowe i mieszamy. Wlewamy dwa rozbełtane jaja i mieszamy aż jaja się zetną.

Przekładamy wszystko do naczynia żaroodpornego, na wierzch kładziemy pomidory, posypujemy serem żółtym i mozarellą i polewamy po wierzchu przecierem pomidorowym - wystarczy mała puszeczka, bo będzie za kwaśne.
Zapiekamy na średnim ogniu aż ser się rozpuści.

Danie jest bardzo sycące a nie tłuste i nie tuczące. Nie prezentuje się rewelacyjnie, więc lepiej sobie je odpuścić jeśli myślimy o przyjmowaniu gości.

PS: Dekoracja sama rzuciła się wtedy pod rękę. Od tego czasu na darmo wypatruje nowego numeru Extra, i tak myślę, że skoro szpinak wrócił, to może i WO Extra się pojawią...

środa, 28 lipca 2010

I już czas na zupę...



Są czasem i takie dni, kiedy życie jednak jest dużo ciekawsze od Internetu, nawet od prowadzenia bloga o jedzeniu.
Dlatego, kiedy wracam do domu, skonana, i w głęboko nasuniętych na nos okularach, choć nie ma słońca - najbardziej lubię się przejrzeć w talerzu zupy.
Myślałam, że jeszcze długo nie będzie na nie chęci, ale jak widać, gar kapuśniaku bardzo się przydał.

Kapuśniak z pomidorami




Składniki:
1/2 główki młodej kapusty
puszka pomidorów w kawałkach bez skórki lub ok. 300 gr. świeżych, sparzonych i pokrojonych w kawałki
1 duża cebula
3 młode marchewki
2 ziemniaki
Oliwa
kminek, kapka tabasco, odrobina cukru do smaku
litr bulionu z kury

Przygotowanie:
Poszatkować kapustę, obrać marchew i ziemniaki, pokroić na kawałki. W dużym garnku rozgrzać 2-3 łyżki oliwy, podsmażyć cebulę pokrojoną w piórka. Gdy się zeszkli, wrzucamy kapustę, gdy zacznie mięknąć solimy do smaku. Dodajemy bulion (w razie potrzeby dolewamy jeszcze wody) i wrzucamy marchew i ziemniaki. Po 5 minutach dodajemy pomidory. Zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy jeszcze 10 minut. W międzyczasie doprawiamy cukrem, tabasco i kminkiem.
Ja podawałam zupę ze świeżym koperkiem.

Przepis pochodzi z serwisu Ugotuj to - nie było w nim jednak kminku, marchwi i ziemniaków.

niedziela, 25 lipca 2010

Można się trochę spocić...


Jak pisałam, ciąg dalszy rozmaitej kuchni orientalnej. Nie wiem czy to do końca tak jest, że jak się je gorące i ostre w upały, to się człowiek poci mniej... Podobno mają tak Hindusi, Polacy chyba raczej nie. Kwestia przyzwyczajenia do takiego klimatu i też do takiej kuchni na pewno. Więc skoro chłodniej, to idealny moment, żeby przyłożyć wielką dawką przypraw i imbiru. Klasyczny kurczak tikka masala, pojęcia nie wiem skąd mamy ten przepis, ale stosujemy go już od kilku lat, i niespecjalnie odbiega od innych na tę potrawę. Najważniejsze oczywiście to odpowiednio długie zamarynowanie kurczaka - musi skruszeć, 2 godziny są idealne. Pomidory najlepiej dać niespecjalnie soczyste, zwarte, a jogurt gęsty, podobny do tego greckiego konsystencją.

Jeszcze a propos potraw hinduskich, jadłam wczoraj bakłażana po indyjsku, wedle przepisu Niny, i pierwszy raz użyłam upolowanego z niemałą trudnością kopru włoskiego (jak tylko go sprowadziłam przez Internet, to się oczywiście pojawił w Łodzi w moim sklepie z przyprawami;-). Naczytałam się wcześniej u Jamiego, że risotto to tylko z nasionami kopru włoskiego, ale nie wiedziałam niestety, że ma tak wyraźny anyżkowy smak - a ten mogę znieść tylko w przypadku raki...
Sama potrwa rewelacyjna, szybka, bardzo sycąca nawet bez ryżu, ale jednak kolejny raz dodam może ze 3 ziarenka kopru a nie ok. łyżeczki...

Po tej przydługiej dygresji...

Kurczak Tikka Masala



Składniki:
pierś kurczaka, większych rozmiarów
1 duża cebula
1 czerwona papryka
2 duże pomidory
kawałek imbiru - ok.3 cm.
1/3 szklanki śmietany 18%
kumin, kolendra, garam masala, kurkuma, curry - po ok. łyżeczce
liść laurowy
sól, oliwa

Marynata:
1/2 jogurtu naturalnego
szczypta chili
szczypta papryki słodkiej

Przygotowanie:
Pierś pokrojoną w kostkę zanurzamy w marynacie i odstawiamy na ok. 2 godziny do lodówki.
Pomidory sparzamy i miksujemy ze śmietaną. Imbir obieramy i ucieramy na tarce.
Cebulę kroimy ćwiartki a paprykę w paski i smażymy w głębokim rondlu na oliwie, dodając przyprawy (garam masala później). Dodajemy kurczaka w marynacie, a następnie zmiksowane pomidory ze śmietaną. Na koniec wrzucamy imbir i garam masala.
Podajemy z ryżem basmati. Lussi konieczne!

czwartek, 22 lipca 2010

Krabowe paluszki i szparagi



Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o jedzenie, w moim przypadku przynajmniej... Snucie się po domu, zaglądanie w różne kąty, niepokój w żołądku, zakończył się obiadową sałatką.
Na więcej nie mam siły, ani chęci.

Teraz rozpoczynam akcję reanimację, duchota czy nie, trzeba iść na fitness, karnet wykupiony i nie ma już dla mnie ratunku. Brzmi jak senny koszmar lwa kanapowego, 'spalanie tłuszczu', ale nie jest wcale tak źle. A wychodzi się stamtąd z niesamowitą adrenaliną, i miejscem na nową porcję sałatki, niestety...

Sałatka krabowa ze szparagami




Składniki:
mieszanka sałat, koniecznie z radicchio
puszka tuńczyka w kawałkach w sosie własnym
paczka paluszków krabowych
słoik szparagów w zalewie
2 jaja na twardo
sok z cytryny
3 łyżki jogurtu naturalnego
2 łyżki majonezu
2 łyżki startego parmezanu
2 gałązki tymianku, trochę tymianku suszonego
sól, pieprz

Przygotowanie:
Do miski wrzucamy sałaty, odsączone kawałki tuńczyka, pokrojone w kawałki szparagi i paluszki krabowe, pokrojone w duże kawałki jaja, delikatnie mieszamy.
Przygotowujemy sos: mieszamy jogurt z majonezem, serem, tymiankiem i doprawiamy - sos musi być aksamitny, ser powinien się 'rozejść'.
I polewamy sałatkę po wierzchu, już na talerzach. Z chrupiącą bagietką, koniecznie.

Przepis z książeczki "Sałatki. 108 przepisów". W oryginale był wędzony pstrąg zamiast tuńczyka.

wtorek, 20 lipca 2010

Wiśniowe popołudnie



Jakoś tak mi wychodzi, że robię chyba same ciasta dla laików, bo podawane tu przepisy na wypieki zwykle są bardzo proste i każdy powinien dać z nimi radę. Skomplikowane torty jak u Lo podziwiam i chylę czoła, ale chyba nie dla mnie takie zabawy. Brak mi cierpliwości, i zbyt wielkie jest prawdopodobieństwo, że coś jednak nie wyjdzie. Oczywiście za każdym razem ambicjonalnie motywuję się do tortu z 3 warstw, 10 jaj i 300 gramów gorzkiej czekolady, ale jakoś nie mogę tego wprowadzić w życie. Po takie chodzę więc do Sowy, to jedna z lepszych znanych mi cukierni. Niedługo są moje urodziny, więc jeśli coś się u mnie zmieni w kwestii pieczenia tortów czy bardziej wyzywających ciast, na pewno dam znać.

Ciasto z wiśniami




Składniki:

1/2 kg wiśni
1 i 1/4 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
20 dag masła
4 jaja
łyżeczka proszku do pieczenia
cukier puder do posypania

Przygotowanie:

Wiśnie wydrylować i oprószyć mąką (powinno to pomóc w ich nie opadnięciu na dno tortownicy, co jak widać na zdjęciu, nie udało się - na szczęście smaku ciasta to nie zmienia).
Jaja utrzeć z cukrem na puszystą masę, dodać masło. Ucierać dalej, a następnie po trochu wsypywać mąkę wymieszaną wcześniej z proszkiem do pieczenia.

Tortownicę posmarować masłem i obsypać bułką tartą. Wylać ciasto do formy, na nim ułożyć wiśnie. Piec w piekarniku 30 minut w temperaturze 220 stopni. Zanim wyjmiemy, sprawdzić patyczkiem czy już doszło

Gdy ciasto ostygnie, posypać je cukrem pudrem.

PS:
Ciasto jest w sumie bardzo lekkie i lekko kwaskowe dzięki wiśniom. Fajnie wchodzi z wiśniowym koktajlem, widocznym na drugim zdjęciu.
To bardzo prosta sprawa, z 300 gram powinny wyjść jakieś 2 porcje. Do miksera wrzucamy wiśnie bez pestek, wlewamy na oko trochę mleka, ze 3-4 łyżki jogurtu naturalnego, 2 łyżeczki brązowego cukru, kapkę miodu i nie za mocno miksujemy. Ja lubię czuć kawałki owoców.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Dla odnowy



Miałam wyjątkowo zajęty weekend, działo się tyle, że fizycznie trudno było dać radę. W końcu niespanie trzech nocy z rzędu rozłożyło mnie dziś kompletnie na łopatki - oby do piątku. Nie za dużo miałam w lodówce, cukinia była jednak jak zawsze. Zrobiłam więc szybką potrawę, którą w zeszłym roku pokazała mi Emilia (dzięki kochana!). Zdjęcia zrobiłam już wcześniej, jeszcze starym aparatem.
Trzymałam ten przepis bo miałam zamiar robić cukiniową akcję, ale widzę, że chyba do tego nie dojdzie w tym życiu, więc trudno, zamieszczam.

Cukinia z pęczakiem



Składniki:
2 małe, wąskie cukinie
szklanka kaszy pęczak
3 ząbki czosnku
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
1 łyżeczka suszonego tymianku, majeranku i cząbru (dodałam trochę więcej ziół niż Emilia)
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, świeżo zmielony pieprz

Przygotowanie:
Gotujemy pęczak według przepisu. Cukinię w skórce kroimy w paski lub plasterki grubości ok. 2 mm. Drobno kroimy czosnek i podsmażamy na oleju, wrzucamy po chwili cukinię i smażymy. Wsypujemy suszone zioła i gałkę. Dolewamy trochę wody i dusimy cukinię do miękkości, pod koniec wrzucamy świeży tymianek. Dodajemy ugotowaną wcześniej kaszę. Wymieszać i podawać.
Takie to proste!

piątek, 16 lipca 2010

Kawior z bakłażana



Pierwsze miejsce wśród warzyw to bakłażan, który przetwarzam teraz na wszelkie możliwe sposoby. Uporczywie szukam po straganach jego białej odmiany, o której najwyraźniej nikt z tutejszych handlarzy na uszy nie słyszał, pewnie więc nie spróbuję jak smakuje i czym się różni od zwykłego. W ogóle na łódzkich targowiskach jakoś słabo z nowościami, ani kwiatów cukinii, ani świeżego groszku. A jak kiedyś pytałam o topinambur czy choćby czarną rzepę, to patrzono na mnie jak na kogoś niespełna rozumu. "Fanaberie jakieś panna ma..."
Pozostaje mi więc te jakże 'egzotyczne' warzywa oglądać na cudzych blogach, i zadowalać się zwykłym oberżynowym bakłażanem.

Kawior z bakłażanów



Składniki:
1 bakłażan
1 mała posiekana cebula
1 duży pomidor
1 ząbek czosnku
1 łyżka soku z cytryny
natka pietruszki i mięta
1 łyżka oliwy z oliwek
sól, pieprz

Przygotowanie:
Pomidora sparzamy, kroimy w kostkę i odsączamy z soku. Bakłażana grillujemy w piecyku przez 10 minut w 150 stopniach. Studzimy, przekrawamy i łyżka wyjmujemy miąższ - drobno kroimy. Dodajemy do niego pomidora, posiekaną cebulkę, wyciskamy ząbek czosnku i zalewamy sosem z oliwy, soku cytrynowego, soli , pieprzu. Posypujemy ziołami lubi mieszamy je z pastą. Idealnie nadaje się do pogryzania z krakersami, do chlebków indyjskich czy chrupkiego pieczywa. Najlepiej smakuje schłodzone, ale nie można pasty trzymać długo w lodówce bo i tak ciemnieje, mimo soku z cytryny.

Przepis pochodzi z magazynu Kuchnia, ale zmieniłam ilość składników, i zamiast miksować, pokroiłam drobno.

środa, 14 lipca 2010

Cukinia króluje i nowy Bourdain



W końcu! Doczekałam się nowej książki Anthony'ego Bourdaina, do którego z miłości już się tu, zdaje się, zwierzałam. Wciąż zamierzam wyjść za niego za mąż i towarzyszyć mu w podróżach kulinarnych po całym świecie. Skoro zrobił już 150 odcinków "No reservations", to jeszcze mu chyba trochę miejsc zostało do odwiedzenia?

Książka nazywa się "Medium Raw: A Bloody Valentine to the World of Food and the People Who Cook" i podobno jest pełna tej uroczej nonszalancji, jaka cechuje Anthony'ego. Mało kto wie, że oprócz gotowania, całkiem utalentowany z niego pisarz, który para się nie tylko literaturą kulinarną. W Polsce nie trzeba o tym wiedzieć, bo wyszła tylko jego książka "Kill Grill", i niestety z tego co wiem, do reszty przedruków nikt się na razie nie kwapi. Sprawdzałam na eBayu czy Amazonie i wydatek na nową pozycję Bourdaina to jakieś minimum 90 zł - kupię sobie jak zasłużę...

Zachwyca mnie jego sposób na życie, kompletny brak spinki; facet płynie na fali i żyje bez żadnych trosk. Gotował, pisał, teraz robi programy kulinarne, a jak nie, to sobie jeździ po Stanach i za ciężkie pieniądze opowiada ludziom anegdoty, a wszyscy wpatrzeni w niego jak w obrazek. Bo Bourdain to taki współczesny nonkonformista, bad-boy, któremu wszystko przychodzi łatwo. A na dodatek swoim sukcesem gardzi i potrafi go ładnie obśmiać. I nie sili się na Francję-elegancję w swoich programach. A to zaklnie, a to złośliwie zażartuje, zapali papierosa i wypije parę kieliszków za dużo. Gość, jakiego chętnie zaprosiłoby się na imprezę i nie miało wstydu, że nie podało się ślimaków.
Co prawda ja mojej tortilli akurat bym mu nie podała, ale jestem pewna, że jakby co, nie obraziłby się...


Tortilla ziemniaczana z cukinią




Składniki:
3 duże jaja
2 małe i cienkie cukinie
3 ziemniaki
cebula
2 ząbki czosnku
harissa
świeży tymianek
oregano, tymianek suszony
sól, pieprz

Przygotowanie:
Czosnek wyciskamy, cebulę kroimy w piórka. Ziemniaki obrane kroimy w kostkę a cukinię nieobraną w kostkę, czy jak nam będzie wygodnie. Na oliwie podsmażamy na małej patelce czosnek z cebulą, potem dodajemy ziemniaki i cukinię i smażymy kilka minut aż zmiękną.
W międzyczasie bełtamy jajka z harissą i przyprawami, dodajemy tymianek. Zalewamy nimi smażonkę na patelni, starając się uformować płaski wierzch. Potrwa kilka minut zanim jaja się zetną i będzie można zgrabnie przerzucić tortillę z patelni na talerz a potem zsunąć go drugą stroną z powrotem na patelnię, by spód się dopiekł. Gdybym miała całą metalową patelkę, to wstawiłabym ją do piekarnika, ale niestety, takie zdobyć dziś niełatwo.
Gotową tortillę można jeszcze posmarować harissą - miałam ochotę na ostre i posypać świeżym tymiankiem.
Wiadomo, jest wielkie pole do popisu, można tortillę robić z papryką, pomidorami suszonymi, oliwkami, boczkiem, kiełbasą i co komu przyjdzie do głowy - zawsze smakuje dobrze.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Mięci mi się w głowie



Pamiętacie taki dawny film Carlosa Saury, "Mrożony Peppermint"? Strasznie mi się zawsze ten tytuł podobał, jak i zresztą lekko perwersyjna historia, jaka się za nim kryje. Teraz takie igraszki mi kompletnie nie w głowie, wczorajsza niedziela zamieniła się dla mnie w piątek, i w efekcie jestem dziś kompletnie niewyspana.
Od samego rana sączę miętę, w kefirze zmiksowanym z zielonym ogórkiem, w zielonej herbacie, w sałatce.
I oczywiście w bardzo zimnym koktajlu na bazie toniku, w wersji alkoholowej i bez...

Koktajl miętowy



Składniki:
kieliszek wódki
1/2 kieliszka syropu miętowego
woda sodowa do uzupełnienia
2 kostki lodu
plaster limonki
gałązka mięty

Przygotowanie:
Do szklanki wlewamy najpierw wódkę, potem syrop miętowy i 2 kostki lodu - mieszamy. Uzupełniamy wodą sodową i ponownie mieszamy. Dodajemy plaster limonki i dekorujemy małą gałązką mięty.

Miętowy tonik

Składniki:
1/2 kieliszka syropu miętowego
1/2 kieliszka soku cytrynowego
tonik do uzupełnienia
mięta do kielicha

Przygotowanie:
Do szklanki wlać syrop miętowy, sok cytrynowy i wrzucić 2 lub 3 kostki lodu - wymieszać. Uzupełnić tonikiem i jeszcze raz wymieszać. Udekorować małą gałązką mięty. Można ją też rozgnieść łyżeczką, wtedy smak będzie jeszcze bardziej miętowy.

niedziela, 11 lipca 2010

Przepis na przetrwanie?



Poszukuję pilnie przepisu na przetrwanie w tych temperaturach, na ogarnięcie się i wzięcie się do pracy.
Ma ktoś może jakiś sposób na to? Nie narzekam, wolę gorąco niż zimno, ale jednak mózg pracuje tak powoli i tak opornie, że najchętniej leżałoby się z książką na kocu cały dzień, i noc też...

Niektórzy mają w upały tak, że odbiera im apetyt. Mnie niestety nie odbiera go nigdy. Latem jest tak dużo do spróbowania, że lodówka stale wypchana, owoców pełno, marzą się coraz to nowe kombinacje warzyw. Co robić, trzeba jeść. Martwy sezon zacznie się niedługo, więc trzeba to robić na zapas;-)

Pozostaję jednak w obszarze lekkiej diety. Sałatka, bardzo orzeźwiająca zresztą, pochodzi i książki "Sałatki. 108 najlepszych sposobów", to prawdziwa skarbnica dobrych pomysłów, polecam.

Sałatka z serem pleśniowym i tuńczykiem



Składniki:
sałata lodowa (mała główka lub pół dużej)
zielona papryka
zielony ogórek
2 pomidory
ser pleśniowy (np. Lazur)
puszka tuńczyka w zalewie
kilka czarnych oliwek

3 gałązki tymianku
kilka listków mięty
sok z pół cytryny
sól, pieprz
3 łyżki oliwy

Przygotowanie:
Sałatę, paprykę, ogórek, pomidory i ser pokroić w kostkę. Tuńczyka osączyć z zalewy. Wszystkie składniki wymieszać.

W soku z cytryny rozpuścić szczyptę soli i pieprzu, dodać listki tymianku i mięty, wlać oliwę i mieszać, aż powstanie aksamitna emulsja. Sałatkę polać sosem i wymieszać.

czwartek, 8 lipca 2010

Trójmiasto plackami stoi



Wróciłam z Open'era z małym opóźnieniem, ale jak szaleć, to z rozbiegiem. Nie oszczędzałam się, a już na pewno nie pod względem kulinarnym. Gofry z wiśniami w żelu na śniadanie, jagodzianki, frappe czekoladowe, frytki, rybki i inne zbrodnie przeciwko zdrowemu żywieniu.
Zgodnie ze swoimi planami szukałam wszędzie placków ziemniaczanych, i okazało się, że łatwiej o nie niż o tradycyjnego schabowego! Niemal w każdej knajpce, jeśli nie było placków z jakimiś wymyślnymi sosami, to były chociaż same placki ze świeżych ziemniaczków. To jest to, co Magdy lubią najbardziej!
Z czystym sercem mogę polecić wizytę w Sopocie, w knajpce na samym końcu promenady (trzeba iść w prawo, stojąc twarzą do molo). Pyszne, trzy placki, położone jeden na drugim, obok nich coś na kształt puree z ikry dorsza z wędzonym łososiem i kwaśną śmietaną. Wspaniałość totalna!



W Gdańsku za to jadłam w Barze pod Rybą, który słynie raczej z pieczonych ziemniaków z rozmaitymi nadzieniami (też próbowałam, też warto), ja jednak wybrałam naturalnie placki (1 zdjęcie posta). Obsługa była naburmuszona, jednak warto się nie zrazić. Wielki lacek z grzybami (m.in. były to kurki), ze świetnymi surówkami - ta z pora pycha, ozdobiony kiełkami, wart tygodniowej diety potem. Ceny bardzo przystępne.

W Gdyni za to rewelacyjna niespodzianka - zmęczeni skwarem, zniechęceni do życia, rozdarci pomiędzy fast foodami a poszukiwaniami czegoś bardziej wysublimowanego w smaku, trafiliśmy na tajską restaurację. Thai Hut, na Abrahama 11 ma średni wystrój, ruszającą się w smole i nieprofesjonalną obsługę, ale nakarmić z sukcesem 10 osób, udało jej się na 6!



Ja zdecydowałam się na polędwiczkę wieprzową w zielonym sosie curry (w restauracji w południe nie było kurczaka!), z trawą cytrynową, imbirem i mlekiem kokosowym, z makaronem, który był przyprawiony tak dobrze, że sam w sobie mógł stanowić smaczne danie. Pełna satysfakcja, gdyby ktoś szukał w Gdyni dobrego posiłku, polecam. Zapłaciłam, zdaje się, 32 zł bez picia.

Powrót do rzeczywistości jest bolesny, własna kuchnia wzywa. W najbliższym czasie zdecyduję się raczej na lekkie potrawy, upał zresztą nie odpuszcza, więc i jeść się jakoś szalenie nie chce. Poza tym, zapisałam się na zestaw wizyt w Vacu Power, więc trzeba jeść tylko pożywne, nietłuste rzeczy. Mam nadzieję, że wytrwam;-)