
To pilnie strzeżony przepis, chciałabym napisać, że od pokoleń, ale ani taki tajny, ani taki 'z dziada pradziada'.
Kilka ładnych lat temu, gdy jeszcze sklepy z kolonialną żywnością, dziwnymi słodyczami i przyprawami na wagę nie były częstym widokiem, chciałyśmy z mamą zrobić taki słodko-gorzki syrop do naleśników, grzanek i wafli.
Zaczęły się kombinacje, próbowanie, testowanie, żeby wyszło nam 'coś' co zaspokoi smak, który istniał w głowie, choć był raczej mglisty i nieokreślony.
Po kilku rozczarowaniach udało się osiągnąć kompromis i powstał bananowo-imbirowy specjał. Na początku przygotowywany z imbiru kandyzowanego własnoręcznie, bo innego nie można było dostać (już samo znalezienie imbiru kilka lat temu było niezłym wyczynem), potem już z takiego kupowanego na wagę - co w tym wypadku ma znaczenie, bo sprawa z robieniem wszystkiego od podstaw znacznie się komplikuje, a teraz już nie miałabym na to czasu.
Specjał to chyba dobra nazwa, bo nie jest to dżem ani konfitura, konsystencję ma jakby miodu, ale jest trochę rzadsze, choć też się 'ciągnie'. Smak jest słodko-ostro-gorzki, specjał rozgrzewa i przyjemnie chrupie imbirem w zębach. Ja najbardziej lubię jadać go z naleśnikami, w zasadzie go do nich oszczędzam, choć zdarzyło mi się dodać go do herbaty.
Jak jest zimno i trudno się rozgrzać, tylko kieliszek rumu lepiej rozgrzewa od środka;-)
Bananowo-imbirowy specjał

Składniki:
3/4 litra nektaru z bananów
20 dag kandyzowanego imbiru
1 kg cukru żelującego
2 torebki cukru wanilinowego
Przygotowanie:
Do dużego rondla wlać nektar bananowy, wsypać cukier wanilinowy, cukier żelujący i drobno posiekany kandyzowany imbir. Dokładnie wymieszać. Ogrzewać na bardzo małym ogniu, doprowadzić do wrzenia i gotować 4 min.
Gorącą masę przełożyć do przygotowanych słoiczków i od razu szczelnie zamknąć. Słoiki można przechowywać latami, otwarty specjał też może stać w lodówce kilka miesięcy, raczej jednak nie utrzyma się tam tak długo.
