
Żeby było jasne - nie znoszę Sylwestra, całej tej przymusowej zabawy i niepotrzebnej pompy. Koniec czy początek Nowego Roku to dla mnie żadna specjalna data, staram się zwykle doczekać do północy i sobie potem odpuszczam.
Podobnie z noworocznymi postanowieniami, nie wiem czemu akurat teraz mielibyśmy sobie coś przyrzekać, trochę mnie to bawi.
Jakiś czas temu tak bez okazji postanowiłam sobie kupować jedzenie prawdziwe. Unikać jak ognia wszelkich instantów, konserwantów, kupowania jajek, mięsa i owoców niewiadomego pochodzenia. Idealnie w te założenia wpisała się książka, która wpadła mi niedługo potem w ręce. Mało u nas znana, za Oceanem zrobiła furorę. Michael Pollan, dziennikarz NY Timesa, zajmujący się tematyką żywienia, napisał książkę "W obronie jedzenia", która czarno na białym pokazuje nam, że zmierzamy do samozagłady. Coraz mniej mamy wpływ na to co jemy, nie znamy połowy składowych produktów, które pochłaniamy - bo kto wie, co znaczą wszystkie E i inne cuda wkładane przykładowo w chipsy? Jeszcze pół biedy, gdy jest to pożywienie, które w oczywisty sposób nie jest naturalne - znowu posłużę się przykładem chipsów - ale co zrobić, gdy mięso, warzywa i owoce zawierają związki chemiczne na dłuższą metę niekorzystne dla naszego zdrowia?

Pollan pisze, że dietetyzm jest wielką chorobą XXI wieku. Odkąd w USA zastosowano zasady współczesnej dietetyki, społeczeństwo przytyło! Bo o wiele łatwiej umieścić na opakowaniu chrupek oznaczenie - dietetyczne, 'zalecane przez ministerstwo zdrowia', niż w ten sam sposób reklamować marchewkę... A pokolenie właśnie narodzonych dzieci będzie pierwszym w historii ludzkości, które może nie przeżyć wiekiem swoich rodziców, bo długość życia człowieka niestety będzie się skracała.
Książka jest niezwykle pesymistyczna w wymowie, ale daje też zdrowe otrzeźwienie. Co możemy zrobić? Po pierwsze, Pollan radzi nie kupować niczego, czego nasza babcia bałaby się tknąć. Ona pewnie nawet nie wiedziałaby czym jest większość dziwnych rzeczy typu 'cukierki z tubki'.
Opierać swój jadłospis na produktach podstawowych i ich kombinacjach. Nie kupować chleba, warzyw, owoców, mięsa, jajek w marketach, pofatygować się na rynek, do chłopa, który sam to wszystko wyhodował albo chociaż przywiózł ze skupu rolniczego. I jeszcze jedno - unikać wszystkiego co dietetyczne, odchudzone i opatrzone zapewnieniem o wyjątkowych właściwościach zdrowotnych...
Nie przygotowuję w tym roku nic na Sylwestra, idę 'na gotowe'. Ale może komuś ten przepis się przyda, to fajna i prosta przystawka.
Mozzarellki z groszkiem

Składniki:
1 paczka małych mozzarelli
pół paczki mrożonego zielonego groszku
pęczek brokułów
10 dag tartego parmezanu lub innego twardego sera
2 łyżki masła
1 jajko
2 gałązki natki pietruszki
gałązka bazylii
gałązka mięty
bułka tarta
olej do smażenia
sól, pieprz
Przygotowanie:
Brokuły i groszek ugotować najlepiej na parze. W salaterce roztrzepać jajko, wymieszać z parmezanem i posiekanymi ziołami. Doprawić solą i pieprzem. Mozzarellki maczać w masie jajeczno-serowej, obtaczać w bułce i smażyć na złoto w głębokiej patelni. Wyjmować łyżką cedzakową i osączać na papierowym ręczniku. Podawać z gorącym groszkiem i brokułami polanymi stopionym masłem.
Można podawać jako przystawkę także na zimno.