poniedziałek, 4 stycznia 2010

Taką kawę to ja mogę pić



Skoro początek roku i tak dalej, a do podsumowań nie jestem skora - choć zeszły rok nie był wcale zły - postanowiłam wyjrzeć trochę w przyszłość. Ja tam zdeklarowaną optymistką raczej nie jestem, kto mnie zna, ten wie..., ale z takim kalendarzem to nie wiadomo czy pierwsza nie stanęłabym na czele pochodu świeżo wyleczonych z ogólnego marazmu.

Blog co prawda jest kulinarny, ale w końcu kalendarz wydaje firma produkująca kawę, więc można sobie chyba na tę dygresję pozwolić, skoro mowa o uprzyjemnianiu życia.

Najnowszy kalendarz Lavazza 2010 po prostu powala na kolana feerią barw. Niesamowite, surrealistyczne fotografie Milesa Aldridge’a nawiązują stylem do filmów Felliniego. Niby są futurystyczne ze względu na użytą kolorystykę, ale z drugiej strony mocno retro, co widać po ubiorach modelek, makijażu czy scenografii zdjęć.

Motywem przewodnim na 2010 rok była włoska muzyka popularna. Do zdjęć reprezentujących sześć legendarnych włoskich piosenek wybrano sześć supermodelek: Bianca Balti, Georgia Frost, Lydia Hearst, Daisy Lowe, Alexandra Tomlinson i Alek Alexeyeva. Każda z nich zapozowała do portretu, podpisanego tytułem jednego z ponadczasowych szlagierów a la Italia: Va' Pensiero, Guarda Che Luna, 'O Sole Mio, Con Te Partir?, Baciami Piccina i Nessun Dorma.

Mnie najbardziej podobają się zdjęcia z marca-kwietnia i września-października. To pierwsze zachwyca połączeniem zimnego błękitu i czerwieni, stylowo ułożona na brzegu basenu Alexandra Tomlinson popija filiżankę Lavazzy nostalgicznie zapatrzona w dal. Na co spogląda, o czym myśli, nie wiadomo. Czy tęskni czy jest znudzona, możemy się tylko domyślać.



Właśnie niezwykła narracyjność tych zdjęć urzeka mnie najbardziej, każde opowiada jakąś historię a my widzimy tylko jeden kadr, jednak bardzo nasycony znaczeniem.
W sumie zastanawia mnie, że firma reklamuje tę edycję jako niezwykle optymistyczną, radosną i wzbudzającą apetyt na życie. Na fotografiach Brytyjczyka kobiety z uszminkowanymi na czerwono ustami, w obcisłych sweterkach wydają się być zamyślone, nostalgicznie zapatrzone w dal, nie do końca zadowolone z życia. Mnie fotografie te wydają się dość melancholijne, szczególnie ta kolejna powyżej/poniżej wspomniana.



Ułożona na podłodze w pastelowym pokoju Lydia Hearst, wyraźnie opłakuje jakiś przed chwilą zakończony romans. Z rozmazanym makijażem i strojem w nieładzie rozdaje swoje niechciane pocałunki pustym i samotnym filiżankom do kawy. No cóż może być bardziej optymistycznego, chciałoby się rzec...

Żródło: materiały prasowe Lavazza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz