wtorek, 28 września 2010

Cały świat w jednym mieście


zachód słońca na Bosforze


Wróciłam, rozpakowałam się i powoli zaprzyjaźniam się z rzeczywistością. Stambuł wciąż rozbrzmiewa w mojej głowie śpiewem muezina i nawoływaniami sprzedawców. Miasto o którym marzyłam przez cały rok, powitało mnie potwornym korkiem i ciasnymi, krętymi uliczkami. Mieszkałyśmy w starej częsci Stambułu, po stronie europejskiej, w dzielnicy Sultanahmet. O krok od Wielkiego Bazaru, niedaleko Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu.


jednak z uliczek handlowych wokół Wielkiego bazaru


Wielki Bazar itself

W głowie miałam romantyczne wyobrażenie miasta, które wykiełkowało po lekturze książek Orhana Pamuka i relacji innych turystów. Okazało się, że miastu bliżej do relacji Maxa Cegielskiego, albo się je z miejsca pokocha, albo znienawidzi. W moim przypadku było najpierw jedno, potem drugie.




na górze i dole urokliwe Wyspy Książece



Stambuł jest niezwykle różnorodny i pełen kontrastów. Obok dzielnic kompletnej nędzy, mamy bardzo bogaty Levent i Nişantaşı, pełne markowych sklepów. Te miejsca, choć koegzystują obok siebie, w żaden sposób się ze sobą nie łączą. Mieszkańcy Fatihu nigdy nie zapuszczają się na wielkomiejską İstiklâl Caddesi, i odwrotnie. Nowa część miasta nie różni się tak bardzo od tego co można spotkać u nas, te same ubrania, ta sama Nescafe - stary Stambuł to jednak inny świat, zatrzymany w kadrze z 50 lat temu.

10 dni okazało się być mnóstwem czasu, żeby dokładnie złazić całe miasto, wszelkie zakamarki, targi, wybrzeża, skwery i parki, meczety, muzea, pałace, restauracje a nawet jeden harem. Kusiły nas ulice odległe, zamieszkane tylko przez Turków, na których byłyśmy jedynymi turystkami. Trochę pociągało nas niebezpieczeństwo, jakie niosły ze sobą takie wędrówki, chciałyśmy poznać miasto oczami jego mieszkańców.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że Europejkom w kraju muzułmańskim nie jest łatwo w podróży. Byłyśmy notorycznie narażone na niewybredne zaczepki, nagabywania i lepkie spojrzenia. Choć starałyśmy ubierać się nie prowokująco, nie dawało to efektu. Zewsząd otaczały nas pokrzykiwania, zaproszenia do spędzenia wspólnego wieczoru i inne, zrozumiałe tylko dzięki intonacji, komentarze. Fakt, że cały naród żyje z handlu, i nawet jeśli widzą, że nie kupisz pewnie od nich trójpaku męskich skarpet 'Hugo Bossa', nie darują sobie, żeby nie zaoferować ci swojego towaru. Z czasem jednak staje się to niezwykle męczące.


ponownie Wielki Bazar, nad nami portret Atatürka

Miasto huczy śpiewem, krzykami i klaksonami samochodów. Wydaje się, że mogłoby nigdy nie zasypiać, aż o pewnej godzinie niespodziewanie pustoszeje. Tętniący życiem Wielki Bazar nagle jest jak wymarły, po uliczkach walają się tylko sterty śmieci i włóczą się dziesiątki kotów.


miasto wymiera, po bazarze nie ma śladu

Koty i psy W Stambule to temat na osobny post. Kotów są tam chyba tysiące, leżą na ulicach, parapetach, pod stolikami restauracji, na autach, stoiskach z towarem - dosłownie zawsze ma się kilka w zasięgu wzorku. Są pełnoprawnymi mieszkańcami miasta. Karmione, tolerowane, fotografowane przez turystów, są gwiazdami obojętnymi na całe otoczenie. Smukłe, łaciate, głównie rude, z puszystymi ogonami, są kompletnie inne od naszych dachowców. Psy za to wyglądają jak swoje własne kopie. Wielkie, podobne do labradorów, wszytskie wysterylizowane i zaobrączkowane. Najczęściej spotykałyśmy je w pozycji leżącej, nieruchome, zastanawiając się czy czasem nie są atrapami.


główni mieszkańcy Stambułu



Uliczki dawnego Konstantynopola są wąskie, kręte i niezwykle łatwo się w nich zgubić. Biegną w dół i pod górę, i tak w kółko, spacery po mieście na pewno nie należą do przechadzek lekkich i bez wysiłku, o szpilkach można tam zapomnieć. Do tego chodniki niekoniecznie służą tam do chodzenia, trzeba więc mieć oczy szeroko otwarte, bo samochody i ich kierowcy poruszają się według tylko sobie znanych zasad.


i pod górę... niedaleko uliczki Çukurcuma, przy której toczy się akcja jednej z powieści Pamuka


pod wieżą Galata



Piękne są panoramy miasta widziane z Bosforu, skaliste wybrzeża i ciemne wody Morza Marmara. Zaskakują pełne koców z piknikującymi ludźmi skwerki zieleni i prowizorycznie przygotowane kawiarenki oferujące czaj z widokiem na zachód słońca. Pięknie brzmi też pod wieczór śpiew muezina z pobliskiego meczetu (mniej urocze jest to przed 6 rano...). Nie udało mi się zobaczyć słynnego różowego zachodu słońca odbijającego się w złoceniach kopuł meczetu - niebo o zmierzchu jest lekko pomarańczowe, jakby przydymione, kolor trudny do opisania, a jedyny w swoim rodzaju.


tu akurat było romantycznie, stambulscy kochankowie


widok na Stary Stambuł wprost ze statku


most łączący część europejską miasta z azjatycką stroną


rybacy spędzają na nabrzeżach całe dnie

Stambuł okazał się być zupełnie inny niż się spodziewałam, a jednak nie rozczarował mnie. Teraz na nowo czytam książki, które sobie przygotowałam wcześniej, brzmią już jednak zupełnie inaczej niż przed wyjazdem. Więcej z nich rozumiem i mam lepszy obraz miasta. W takiej podróży trzeba mieć mocne nogi, harde serce, stanowczy głos i otwartą głowę. Śmiem napisać, że nie jest to przygoda dla mięczaków. Mój następny wyjazd będzie chyba czysto wypoczynkowy, bo jednak odczuwam zmęczenie psychiczne po tym wyjeździe. Nie mam jednak wątpliwości, że było warto.






Trudno było mi zmieścić w tym poście wszystkie wrażenia z miasta pogranicza, a o jedzeniu, które było jednym z głównych punktów tego wyjazdu, napiszę w kolejnym poście, żeby było spójnie. Są zdjęcia, są dowody rzeczowe w szufladach i smaki, które długo będą na moim języku. Część druga nastąpi wkrótce.

7 komentarzy:

  1. Pięknie!! Urokliwe są te kamieniczki, domy z pięknymi lampami nad wejściem.Cała ta egzotyczna oprawa.
    Ciężko będzie wrócić do rzeczywistości.
    Czekamy na post o jedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja co prawda w Stambule spędziłam zaledwie jeden dzień, ale był on tak intensywny, że pewnie na zawsze go zapamiętam. Miasto ma swój klimat i na pewno jest to jedno z miejsc obowiązkowych do zobaczenia jednak ja wróciłam do domu trochę rozczarowana. Tyle się nasłuchałam o jego "cudowności", że chyba nastawiłam się na coś zupełnie innego. A chodzenie ciągle w górę i w dół, w górę i w dół zupełnie mnie zmęczyło :) - zwłaszcza, gdy na końcu tej skomplikowanej drogi stał jakiś pałac, otoczony żołnierzami, którzy niemalże z satysfakcją mierzyli do nas z karabinów. Mało fajne odczucie.
    Nie przepadam również za całą otoczką zakupowania w stylu arabsko-muzłumańsko-bazarowym, gdzie nie można spokojnie stanąć i popatrzeć. Dlatego też, tak jak nie do końca przypadła mi do gustu Tunezja, tak i Turcja mnie trochę zniechęciła. I Ci natrętni faceci...
    Ale ogólnie fajnie, że różni ludzie lubią różne rzeczy i że wyjazd Ci się udał!
    Bardziej czekam na wrażenia kulinarne! Tylko będę musiała poczytać spokojnie w domu, bo w pracy to aż nieprzyzwoicie żeby ślina kapała z buzi, gdy człowiek patrzy w monitor komputera :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko co piszesz Dominiko, to prawda. Zaczepki miały miejsce na każdym kroku, targowanie mi się udawało, ale nie zawsze było miłe. Dziwi mnie dotąd, że ludzie którzy żyją z turystów, jednocześnie potrafią odnosić się do nich z taką pogardą...
    Zakupy na targu są mocno przereklamowane, podróbki wszędzie, panuje kicz i tandeta. Tylko bazar korzenny przyprawia o zawrót głowy

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie najśmieszniejsza historia miała miejsce na tym głównym bazarze, gdzie kupowałyśmy z koleżankami kolczyki. Kupiłyśmy kilka par i byłyśmy z siebie strasznie dumne, że wytargowałyśmy - naszym zdaniem - świetną cenę. Po czym, kilka uliczek dalej, już poza bazarem, te same kolczyki kosztowały jeszcze 3 razy mniej, niż my zapłaciłyśmy :) Byłyśmy na siebie WŚCIEKŁE! :D Po czym najpierw zgubiłam jednego kolczyka z jednej pary jeszcze na wakacjach, a później w Łodzi jednego kolczyka z drugiej pary i zostały mi dwa - każdy z innej parafii :) Szkoda, bo fajne były!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam bardzo podobne wrażenia z tej podróży, Stambuł rzeczywiscie miesci w sobie wiele różnych miast, wystarczy zboczyc z utartych turystycznych szlaków, żeby znalezc się w zupełnie innym świecie. I to czasami zupełnie dosłownie, po jednej stronie ulicy hotel dla Europejczyków, po drugiej warsztat, gdzie praktycznie na okrągło, cała dobę szwacze wyrabiają rzeczy z metką "made in Turkey". W jednej dzielnicy, nie uświadczysz kobiety z odkrytą głową, w innej noszenie chusty jest wręcz piętnowane. Z pewnością jedno z ciekawszych miejsc jakie widziałam. A bazar korzenny obłędny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj! U mnie Stambuł wciąż na liście marzeń:) Ale Twoja fotorelacja chwilowo zaspakaja. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniała podróż. Ile wrażeń i przeżyć za Tobą. Co do psów, to miałam podobne odczucie w Bukareszcie. Setki, tysiące bezpańskich psów (wysterylizowane, oznakowaane)śpiących na każdej ulicy, donicy z kwiatami. Samochody, ludzie, zupełnie im nie przeszkadzają. Ten korzenny bazar... chciałabym tam się znaleźć. Czekam na kolejną relację.

    OdpowiedzUsuń